Gdyby co niektórym wydawało się, że Parlament UE odpuścił cenzurowanie polskiego rządu, bo otrzeźwiał i uznał donosy PO za wredne, to niestety mylą się. Parlament UE ma teraz co innego do roboty niż łagodzenie nerwic PO i Nowoczesnej Petru. Wysokie gremia postanowiły powołać nową agencję do spraw ochrony granic europejskich - European Border and Coast Guard (EBCG) - zastępując na zewnętrznych granicach UE państwowe instytucje i mającą jeszcze większe uprawnienia niż nasza straż graniczna.
Nie trzeba więc drażnić dostatecznie już przypieczonych przez „wolną prasę” wyszehradczyków, bo mogą zrobić coś głupiedgo. PO w swojej mizerii analitycznej nie przewidziała tego i ośmieszyła też kukiełkowatego Petru, który pojechał do Brukseli za publiczne pieniążki, po to by oświadczyć, że jeszcze nie czas na występy.
Przecieki z Financial Times wskazują na to, że odpowiednie ciała UE są już zdeterminowane, co ma się wyrażać w przekonaniu, że należy utworzyć EBCG bez względu na zdanie państw UE. Nie wiadomo, co miałoby oznaczać to „bez względu”? Jednak wynika z tego też to, że ujmowana przez PO esencjonalność TK dla demokracji jest mniej ważna niż granice.
Emigranci to raczej pretekst. Zasadniczo idzie o kontrolę napływu towarów i usług związanych z jedwabnym szlakiem i powrót do handlowych preferencji z Rosją. Kontrolę nad granicą sprawować mają urzędnicy z Brukseli. Zaczynają od Grecji.
W opracowanym już polskim budżecie mogą się więc nie znaleźć pieniążki UE, gdy w obliczu zagrożenia UE terroryzmem, ekologiczną katastrofą, kryzysem ekonomicznym oraz francuskim, hiszpańskim i polskim faszyzmem nie przyłączymy się do obrony granic, ponieważ potrzebne będą do walki o lepsze jutro UE.
Czy aby, aby nie trzeba będzie zjeść tej żaby?